Klient jest freelancerem i jest świetnym fachowcem w swojej branży. Zarabia raczej sporo i naprawdę lubi tę pracę.
Klientowi kończy się bardzo dobry kontrakt i potrzebuje zorganizować sobie dalszą pracę czyli kolejny/e kontrakt/y. Jednak tego nie robi. Rozpoznaje to jako brak motywacji i zamawia sesję celem jej zwiększenia.
Zaczynam od kontraktu na „dziwną” sesję, bo ja też widzę niedostateczną motywację, i zaczynam „namawiać” Klienta na rentę lub wcześniejszą emeryturę. Odmawia (super!). „Namawiam” dalej na różne rzeczy, z których każdą odrzuca (super) z rosnącą niecierpliwością. Gdy zniecierpliwiony jest wystarczająco, kończę część prowokatywną, mam klienta w trybie CHCĘ z wysoką energią i pracuję „klasycznie” czyli zadaję odpowiednie pytania, odzwierciedlam, zbieram, i tak mniej więcej do końca sesji.
Klient na koniec zadowolony, sam podejmował wszystkie decyzje (przez pierwszy kwadrans „wbrew” coachowi (wtedy prowokatywnemu), ma realny plan, ułożony w czasie, patrzy długoterminowo i krótkoterminowo, wie, co potrzebuje zrobić, i co najważniejsze: CHCE a nie tylko mówi, że chce.
I nie był to na pewno mentoring, bo żadna z moich propozycji nie była sensowna (z definicji), a klient sam kreował swoje pomysły i sposoby ich realizacji. Czuje się właścicielem swojego planu.
Nie była to też sprzedaż. Mój interes polegał wyłącznie na zapłacie za sesję i nie miałem niczego, co mu mogłem zaproponować do kupienia ani „kupienia” (jak np. „kupuje się” ideę).
W części prowokatywnej nie zadawałem pytań tylko wyrażałem zdecydowane osądy i twierdzenia. Klient znajdował na to własne odpowiedzi. To jedyna różnica w dogmatach.
Żeby to umieć robić, oczywiście trzeba to dobrze przećwiczyć i mieć dobry wzór. Ja miałem Franka Farrelly’ego, z którym spędziłem łącznie ponad 40 dni. Nie tylko same warsztaty (osiem), ale także masę czasu prywatnie. Jestem mu za to ogromnie wdzięczny.
Więc zamiast „Coach zna pytania, Klient zna odpowiedzi” mam inny dogmat: „Klient zna odpowiedzi, a coach robi, co potrzeba, by klient je znalazł”. W ten sposób czasem są to pytania otwarte, pogłębiające, zorientowane na rozwiązanie czy co tam w arsenale coacha masz, a czasem jest to przekomarzanie się z klientem, aż do robienia z siebie błazna, gdy uznam, że jest to z korzyścią dla niego.
Wszystkie pozostałe dogmaty coachingowe nadal obowiązują bez zmian.
Dziękuję Klientce/Klientowi za zgodę na publikację opisu sesji.