Przejdź do treści

Coaching zorientowany na rozwiązania a coaching prowokatywny

  • przez

Wiele form coachingu skoncentrowanych jest na rozwiązaniach, upraszczając bazuje na założeniu: jeśli klientowi pomoże się sformułować cele, dotrzeć do zasobów, poradzić  sobie z wewnętrznymi sprzecznościami, to zacznie on funkcjonować efektywnie.

Zasadniczo podejście coachów prowokatywnych zgadza się z tym założeniem, jednak różni się znacząco podejście do rodzaju komunikacji  związanej z orientowaniem klienta na te cele.
Zwyczajnie uważamy:
Jeśli przypisujesz magiczną moc strukturze coachingu i pytań, to klient zacznie robić to samo. Tylko nie oznacza to, że osiągnie  dzięki temu więcej, wprost przeciwnie: Ludzki układ nerwowy działa metodą minimalizmu i oszczędności poznawczej, i jeśli łatwiej jest mówić o zmianach niż te zmiany wprowadzać:  proszę  bardzo, możemy się coachować do woli, skoro drogi coachu twierdzisz, że to pomaga, to tak jest…

Prowokatywna metoda zakłada prowokowanie, czyli natychmiastowe wydobywanie tych zasobów, reakcji i przekonań, które uczestniczą w osiąganiu i realizacji  celów. By to osiągnąć coacha prowokatywny buduje inną struktura komunikacji. Porównajmy sobie pytania klasycznego coachingu (tu na przykładzie: zorientowanego na rozwiązania klonu TSR – krótkoterminowej Terapii Skoncentrowanej Na rozwiązaniach) i zachowania coacha prowokatywnego:

Coach klasyczny na początku spyta się:

Co chcesz osiągnąć podczas tego spotkania? Co byś wolał osiągnąć dziś? Skąd będziesz wiedział, że to spotkanie było udane?

Coach prowokator spyta się słysząc te pytania:

Hola, hola, czy chodzi o to, żeby klient osiągał postępy podczas sesji i  doceniał SESJE, czy żeby osiągał swoje cele? Czy te spotkania są po to, by coach dostał potwierdzenie swojej wielkości, czy żeby klient coś zmienił?

Od coacha prowokatywnego na początku można usłyszeć pytanie – z czym problem? I całą masę wypowiedzi nie związanych z problemem. My PROWOKUJEMY reakcję: „hola hola, co ten facet wyrabia, przyszedłem tu porozmawiać o X Y Z, chcę zmienić X Y Z, a on mi tutaj jakieś niestworzone rzeczy opowiada”.
Pomagamy klientowi SKUPIĆ SIĘ NA CELU, ale to nie oznacza, że klient musi nam lub sobie opowiadać piękną baśń o swoim celu. Z naszej perspektywy w  sytuacji mocno problemowej lub trudnym problemie do rozwiązania klient potrafi sformułować rozwiązanie z naszą pomocą, ale po to, by zaraz je sabotować rozlicznym ALE i „co jeśli”: „tak, chce zmienić pracę, ALE … ALE … ALE  i co jeśli? i co jeśli ? i co jeśli ?”. W coachingu prowokatywnym zmieniamy reguły tej  zabawy: Coach dostarcza ALE „i co jeśli” w ilościach zmuszających do jednostronnego określenia się. Klientowi pozostawiamy TAK, choć bardzo często w niezwerbalizowanej i niedookreślonej postaci.

Coach klasyczny zapyta o zmiany i sukcesy:

Przypuśćmy że przy następnym razie funkcjonuje (sprawa, ty) rewelacyjnie: Co się zmieniło? Po czym inni to poznają? Co zobaczą, usłyszą, poczują, że zaszły zmiany?

My coachowie prowokatywni wiemy, że klient zauważywszy zmianę, zacznie ją marginalizować, porównywać z dotychczasową wizją świata i ta zmiana CAŁKIEM SŁUSZNIE wyda mu się niewielka „co z tego, że obudziłem się w lepszym nastroju: za moment czeka mnie spotkanie z tym durnym szefem i znów się zacznie ….”
I nawet jeśli dojdzie do maksimum w wypowiedzi „Będę pewny siebie, asertywnie odmówię szefowi i wyznaczę realistyczne terminy projektu” to najbardziej jest prawdopodobna opcja pierwszej porażki „byłem gotowy, ale zapomniałem języka w gębie, mogłem lepiej zrobić x, y z”
Zamiast tego coach prowokator będzie tragizował „obudzisz ję jutro a szef na pewno wymyśli coś, by zepsuć ci humor, znając tego sadystę zamówi jakąś dominę z pejczem, i będzie się obserwował jak się wijesz, a później zmusi cię do kolejnych poświęceń, każe w 5 min zrobić trzymesięczny projekt, wypastować swoje buty i umyć samochód”. Celowo ustawiamy klienta na pozycji „no nie jest tak źle, mogę jutro wstać ” oraz przygotowujemy go na dostrzeżenie postępów „no nie było tak źle, mogłem lepiej powiedzieć x y z, ale w porównaniu z tym co usłyszałem na coachingu? rewelacja!”.

Innymi słowy w coachingu prowokatywnym zaprzęgamy do pracy na  korzyść mechanizm porównywania różnych sytuacji. Zamiast go rozbrajać, my uważamy, że jest całkiem zdrowy, i tylko odwracamy jego kierunek z „mogło być lepiej” na „nie było tak źle, w zasadzie całkiem dobrze”. Co więcej ta metodologia porównań nie służy wyłącznie zmaganiu się z problemami, ale również maksymalizacji wysiłków i osiągnięć, obejmuje sytuacje wielkiego wysiłku sportowego czy ostrej rywalizacji.

Coach klasyczny w rozmowie o przeszłości:

W tej opisywanej sytuacji, co podziałało?  Co inni doceniają w tobie, pomimo trudności? Jak sobie poradziłeś? Czego nie chcesz powtarzać? Jak inaczej byś zareagował, gdyby wydarzyło się to ponownie? Czego nauczyłeś się z tego wydarzenia?

W założeniu te pytania mają pomóc docierać do zasobów z przeszłości i zdrowo się do niej odnosić: traktować ją jako źródło siły, zasobów czy wniosków z lekcji. My, coachowie prowokatywni, też chcemy tego zdrowego odnoszenia się do przeszłości, to oznacza też, że klient ma być bardziej obecny w teraźniejszości i skoncentrowany na rozwiązywaniu problemów. Pracujemy ze zmianą nawyku pt „w sytuacjach problemowych pytam dlaczego tak jest i zastanawiam się nad marnością swego życia”
W tym celu będziemy negować i doprowadzać do absurdu to sięganie do przeszłości „jesteś pewien, że nie molestował cię ktoś w dzieciństwie? Mieszkałeś w domu? Przychodził kominiarz? No właśnie, to dlatego..(nie możesz sobie poradzić z despotycznym szefem). nasze badania dowodzą, że wyłącznie osoby molestowane przez kominiarzy mają problem z dyktaturą w pracy..jesteś pewien?”. Przy okazji podając absurdalne rozwiązania tworzymy przez skojarzenia logikę zmiany „molestowanie przez kominiarza=niemożliwość poradzenia sobie, niemolestowanie = możliwość poradzenia sobie”.
Ktoś spyta: A co jeśli rozmawiasz z kobietą, też będziesz szedł w tą stronę:  ZDECYDOWANIE TAK. Korzystamy tutaj z ogólnej wiedzy o ludziach: „najbardziej osobiste i intymne bywa najbardziej powszechne”: sytuacje konfliktowe mają bardzo często podtekst seksualny, a poczucie winy i konflikt emocjonalny gdyby takowe doświadczenia dodatkowo uniemożliwia zmianę zachowania.
Z dalszymi „Co jeśli”, co jeśli jutro szefowi wyrośnie kaktus na głowie?

Coach klasyczny użyje skalowania do skupienia uwagi na postępach i docenienia dotychczasowych zmian:

Na skali od 0 do 10, gdzie 10 to ty w trybie najlepszym, gdzie jesteś teraz? Co zrobiłeś, że udało dotrzeć ci się aż tutaj? Co potrzebuje się wydarzyć dla ciebie, żebyś osiągnął krok więcej? Co będziesz robił inaczej na następnym stopniu? Jak ty/inni będą mogli to odkryć. Przypuśćmy, że osiągnąłeś ten stopień jutro, jaka jest najmniejsza rzecz, która powie ci, że sprawy się polepszają?

W coachingu prowokatywnym wiemy, że to skalowanie to zgrabna sztuczka perswazyjna:80% klientów wskaże 2/3 albo 6/7. Oczywiście, że używamy skalowania oraz różnorodnych metod różnicowania intensywności czy natężenia – jakoś trzeba skupić umysł klienta na zmianie. Przy czym z reguły robimy to metodą przedstawiania opcji:

A to taka wielka tragedia życiowa czy normalna dla ciebie porażka?

albo uśredniając i normalizując przeżycia klienta:

no to, gdzie jesteś: totalne bagno, zwykłe bagienko, oaza spokoju? ok, wygląda, że oddychasz, nie jesteś pod respiratorem, na oazę za mało piasku tu się wysypało, trafiłem? zwykłe życiowe bagienko? z czym problem?

Coach klasyczny pomoże zaplanować następny krok:

Z tego co zrobiliśmy dzisiaj, co było pomocne dla ciebie? Co wyniesiesz z tej rozmowy? Jaką zmianę chciałbyś dostrzec w swoich działaniach pomiędzy teraz a następnym spotkaniem?

Pominę oczywisty temat pt „dla kogo jest ta sesja?” Dla coacha, że ma usłyszeć komplement od klienta?
My jesteśmy bardzo bezpośredni, będziemy negować tą zmianę i możliwość zmiany, aż klient nam ją udowodni. Sugerować rozmyślania o kolejnym kroku i podawać absurdalne rozwiązania:

A myślałeś, żeby wyjść jutro z kałasznikowem na ulicę? To by pomogło ludziom wokół uświadomić, że się gniewasz. Wiesz, te wszystkie terapie wyrażania gniewu „ugryź poduszkę” „uderz krzesło” mają rację, tylko idą drogą minimalizmu, myślałeś, że pójście tak na ostro mogłoby.

Co więcej w te absurdalne rozwiązania zawierają odniesienia do potencjalnie negatywnych zachowań klienta: klient sfrustrowany szefem, prędzej czy później zacznie wyrażać złość w sytuacjach nieodpowiednich, przenosić ją na rodzinę, krytykować szefa z kolegami czy udzielać mu wymijających odpowiedzi.
My nie udajemy, że o tym nie wiemy, a klient ma dokonać autorefleksji..żartobliwie i absurdalnie, ale konfrontujemy go z wszelkimi destrukcyjnymi formami zachowań.

Klasyczny coach na zakończenie sesji zapyta:

Jeśli 10 równa się najlepszemu spotkaniu, gdzie byliśmy dzisiaj? Co każdy z nas zrobił, że to zadziałało? Co potrzebuje być inne, by było jeszcze lepiej następnym razem?

My nie potrzebujemy tego obopólnego głaskania po główce, jeśli chodzi o sytuacje zawodowe twierdzimy, że tym bardziej klient „szef nie musi być wspierającym, kochającym komplementującym rodzicem”. Ale też na zakończenie spytamy „miałeś jakieś odczucia podczas tej sesji” czy „i jakie to wszystko jest teraz?” zmuszając do uświadomienia, że coś się zadziało. Oczywiście widzieliśmy, że się działo ale zadając takie pytania chcemy, żeby klient zaczął tą zmianę badać. Ale w odróżnieniu od klasycznych, będziemy dalej tą zmianę negować i natychmiast prowokować jeszcze bardziej: aż klient przyjdzie, i powie:

– Nie uwierzysz, mam tą podwyżkę, chcesz to mam papiery w teczce.
– Ty? Tobie się to udało? Niemożliwe…

 

Piotr Jaczewski