Przejdź do treści

Frank Farrelly jako Chiffoneti

  • przez

„Na Początku było Słowo, i Słowo było Bogiem…” i w ten sposób poprzez potęgę Nazywania powstał świat narodów judeo-chrześcijańskich. Podobnie starsze, nie-zachodnie cywilizacje zdają sobie sprawę, że chrześcijańskie Nazywanie rzeczy jest sposobem uzyskania nad nimi kontroli.

Nazywanie rzeczy równa się stworzeniu im granic i limitów; równa się rozróżnieniu, czym te rzeczy są, a czym nie są. Ten proces nazywania jest centralną częścią naszej pracy jako psychoterapeutów. Tak jak mędrcy, czarodzieje i księża zawsze mieli specjalny magiczny język, którym większość ludzi nie mówi, tak samo my mamy te nasze DSM-III i Metaforyczny język terapii, którego używamy do Nazywania zaburzeń bezpostaciowych, zamieszania i bólu, na jaki cierpi klient. Problem zostaje Nazwany i w ten sposób ograniczony, przewidywalny i pod kontrolą. Gdy patrzę na pracę Franka Farrelly’ego, najbardziej zachwyca mnie jego zdolność Nazywania i zdolność Błaznowania.

Użycie tutaj słowa „Błaznowanie” jest niebezpieczne, ponieważ ludzie Zachodu utracili poczucie Świętości zawsze przypisywane Błaznowaniu. Właśnie z tego powodu również ja zawierzę Mocy Nazywania i będę używał terminu „Chiffoneti” z mojego języka Tiwa, języka Indian Taos Pueblo. Dla ogromnej większości kultur rdzennie amerykańskich Chiffoneti jest fascynującą miksturą księdza, uzdrowiciela i mistyfikatora – określenia te przypisuję także Frankowi Farrellemu. Różne plemiona użyją innych nazw dla Chiffoneti, ale wszyscy oni rozpoznają go natychmiast… i Chiffoneti całego świata to niemal zawsze mężczyźni… być może kobiety nie potrafią osiągnąć sukcesu w byciu tak absurdalnym jak mężczyzna.

W niektórych plemionach Chiffoneti jest odpowiedzialny za przedstawienie nowych praw, których wprowadzenie dana społeczność rozważa. Dzieje się tak, ponieważ ktoś, kto stworzył prawo, niemal na pewno będzie przemawiał na jego korzyść. Ale Chiffoneti przedstawia je żartując z niego … wskazując jego wady i braki. Tak więc prawo, które przetrwa próbę Chiffoneti, będzie musiało być prawem doskonałym.

Niewielu widzów ma świadomość uzdrowicielskiej mocy, jaką ma Chiffoneti, są tak zajęci jego humorem i zabawą, dzięki którym nowej staje się znanym, a znane nowym. Ale wiemy, że czasami Chiffoneti to ktoś zupełnie zwykły, kogo wyleczył inny Chiffoneti, i który dołączył do nich, żeby uleczać innych, po tym jak sam pokonał swoją chorobę, nazwał ją i w ten sposób uzyskał nad nią Moc. Szanujemy Chiffoneti z uczuciem lekkiego strachu zmieszanego z tym szacunkiem, bo Chiffoneti są przewidywalni w swojej nieprzewidywalności.

Chiffoneti wśród Indian Taos Pueblo ma także rolę Policjanta – mistyfikatora, który utrzymuje porządek podczas święta – samemu jednocześnie ten porządek łamiąc. Żeby być czegoś mistrzem, koniecznie trzeba rozumieć tego oba bieguny… trzeba znać porządek, żeby rozpoznać chaos i znać chaos, żeby rozpoznać porządek. Chiffoneti każe nam się śmiać z poważnych życiowych spraw, z których nie mielibyśmy odwagi śmiać się publicznie. . . . . ważnych osobistości, Świętości i z siebie samych. Robiąc to Chiffoneti bawi się ograniczeniami, żongluje różnymi poziomami rzeczywistości jakby były piłkami, uwidacznia ironię.

Kilka lat temu byłem w swoich rodzinnych stronach na uroczystościach Dnia Uczty – to taki wrześniowy czas, kiedy Chiffoneti wychodzą pomiędzy swój lud. Jeden z moich kuzynów był Chiffoneti i dołączył do swych braci w ich pracy. Tego dnia na centralnym placu naszej wsi ustawia się wysoki na trzy piętra słup, a na jego szczycie umieszcza się zabitą owcę i stosiki jedzenia. Chiffoneti spędzają mnóstwo czasu błaznując w poszukiwaniu pożywienia symbolizującego karmę, jaką będzie się żywił nasz lud przez rok. Gdy wreszcie odkrywają to, co oczywiste, (interesująca metafora, nicht wahr?), zaczynają strzelać w górę maleńkimi strzałami z łuków wielkości wróbla, strzały wznoszą się w powietrze na kilka stóp i spadają na ziemię. Użycie sztucznych rozwiązań nie nakarmi społeczności… trzeba użyć samego siebie. Zatem Chiffoneti muszą wspiąć się na słup, by nakarmić swój lud.

Kiedyś mój kuzyn, silny i młody, byłby pierwszym, który wspiął się na słup i przyniósł dary swojej społeczności. Ale po wypadku motocyklowym miał w udzie metalowy pręt. Nie dał rady wspiąć się wyżej niż połowa słupa. Rozczarowany zszedł na ziemię i zaczął się uważnie przyglądać słupowi, ze wszystkich stron. Było popołudnie, a cień słupa był identycznej długości jak sam słup. Długo przyglądał się słupowi, potem cieniowi słupa. W końcu opadł na ziemię i na czworakach zaczął wspinać się… po cieniu!

Obserwując wielu pacjentów widzimy, że spędzają zbyt wiele czasu wspinając się na cień a nie na słup. Milton H. Erickson (duchowy krewny Franka i też Chiffoneti) zauważył, że neurozę tworzy niezdolność pacjenta do radzenia sobie z problemem w sposób bezpośredni. A gdy pacjent komplikuje sprawę usiłując radzić sobie w sposób pośredni – tworzy symptomy, które w końcu prowadzą go do nas. Gdy zabieramy się za problem bezpośrednio, w sposób autorytarny, wyłażą wszystkie środki obrony, jakie pacjent stosuje na codzień, by uniknąć problemu, a to właśnie wielu błędnie nazywa „oporem”. Jest jednak coś, czemu nie sposób się oprzeć, to humor. Jak wskazał Gregory Bateson (jeszcze jeden członek klanu Chiffoneti), humor jest sposobem powiedzenia „Nie” bez mówienia „Nie”, dwupoziomową komunikacją, w której odbiorca może bronić się przed jednym albo drugim poziomem ale nie może odrzucić komunikatu na obu poziomach jednocześnie (jeśli klient zaczyna się złościć albo wypierać, Chiffoneti uśmiecha się i mówi „w końcu to tylko żart… nie możesz przyjąć żartu? „). Frank używa humoru Chiffoneti jako jaskrawego światła, które rozświetla problem… a cieniowi bardzo trudno przetrwać w dobrze skierowanym świetle reflektora.

Chiffoneti przychodzi z rozpostartymi dwiema rękami… dwoma poziomami znaczenia. Jedna ręka niesie dar strachu… emocjonalnego przebudzenia (jeden z międzykulturowych elementów procesu uzdrowienia), zauważenia że jesteśmy na granicy bycia ośmieszonym, że zbliżamy się do odkrycia czegoś nowego, co może być dość przerażające. Ale druga ręka niesie dar śmiechu… wiadomość której nikt naprawdę nie musi się obawiać, bo w końcu „to tylko żart”. W ten sposób Chiffoneti może pomóc nam badać pogranicze naszych ograniczeń, do których nigdy nie zbliżylibyśmy się sami. Zapala się reflektor i wyjawia fakt, że czarna granica, o której myśleliśmy, że istnieje, nigdy nie była granicą, tylko po prostu ciemnością. Choć możemy się obawiać, Chiffoneti śmieje się i przypomina nam, że to po prostu żart, a przecież nikt naprawdę nie boi się żartu.

I tak Frank Farrelly przychodzi z strachem i śmiechem. Tak jak Milton H. Erickson, nauczył się skuteczności „serii potwierdzeń” …jeśli sprawi, że powiesz „tak” na kilka kolejnych stwierdzeń, następne „tak” jest automatyczne. I właśnie tak Frank wmanewrowuje pacjentów w zgodę z oburzającymi stwierdzeniami. Wchodzą oni na kolejne stopnie, które kładzie przed nimi Frank, by w końcu odkryć, że ostatni stopień to delikatnie przysłonięta dziura, przez którą wpadają w nowy poziom zrozumienia. Jak Chiffoneti, Frank odważa się sprawiać, by najbardziej podstawowe przekonania pacjenta wyglądały tak dziwnie i śmiesznie, że dalsze wierzenie w nie jest dla pacjenta zbyt krępujące. Ale jeśli to przekonanie przetrwa wysiłki Franka, tak jak nowe prawo przetrwało test Chiffoneti, musi być naprawdę wspaniałe i zasługuje na akceptację.

Frank Farrelly nigdy nie zostanie w USA zaakceptowany całkowicie… łamie zbyt wiele norm kulturowych. Większość Amerykanów myśli, że lekarstwo, żeby było skuteczne, musi smakować paskudnie, zatem nie wolno uznawać śmiechu Chiffoneti za uzdrawiający. Amerykanie także tradycyjnie postrzegają terapię jako metodę kontroli, ponieważ ostatecznym celem współczesnej psychoterapii jest pozwolenie pacjentowi, by stał się „produktywnym” członkiem społeczeństwa… pacjent jest do nas przysyłany, ponieważ jest „poza kontrolą”. Nawet Chiffoneti nie bardzo mógłby kontrolować innego Chiffoneti (gdyby w ogóle chciał). A przede wszystkim Amerykanie żądają przewidywalności i „standardów” (to inny sposób określania „kontroli”), gdzie każda frytka w każdym McDonaldzie wygląda i smakuje dokładnie tak samo, niezależnie od tego, czy to Nowy Jork, Zürich czy Frankfurt.

Ale nawet Chiffoneti wie, że nie można ciągle opowiadać dokładnie tego samego żartu… ludzie w końcu przestaną się śmiać. Można „standaryzować” Terapię Skoncentrowaną na Kliencie czy Modyfikację Behawioralną, ale trudno sobie wyobrazić „standard” terapii prowokatywnej.

Chiffoneti są zatem bardzo niebezpieczni, ich śmiech jest jedyną bronią, której nie oprze się ani biurokracja, ani dyktator, ani żadna choroba, i dlatego właśnie Chiffoneti indiańskich narodów Ameryki są zamykani w rezerwatach przez amerykańskie władze federalne. A Chiffoneti po prostu dalej się śmieją i uczą tego śmiechu innych.

Czasami Chiffoneti bawi się w psychoterapeutę. Popatrz na Franka Farrellego. I śmiej się dalej.

Asamuyah.

Prof. Dr Terry Tafoya
28 czerwca 1988

–Przedmowa do książki Franka Farrellego „Playing the Devil’s Advocate” (Des Teufels Advokat spielen), Rössler Verlag, Konstancja, Niemcy , 1989.

 

Tomasz Kowalik